Weekend majowy zbliżał się wielkimi krokami. Wiele dni spędzonych
na obmyślaniu strategii , wybraniu
zbiornika, oraz miejsc, w których położymy zestawy miały przynieść oczekiwane
efekty.
W piątek, 27 kwietnia jako pierwsi nad wodą meldują się
Rysiek i Marcin. Wieczorem około godziny 19 do ekipy dołączam ja i Ewelina, dla
której miał być to chrzest bojowy, gdyż zasiadka była przewidywana na 6 dni, a
warunki nie należały do komfortowych.
Szybki montaż zestawów, wywózka i czekamy na branie, które
wydawało się nieuniknione. Nazajutrz nie obudził nas jednak dźwięk sygnalizatorów,
lecz prażące słońce. Trudno, brania nie było. Większym problemem jest
znalezienie skrawka cienia. Jednak i na to znaleźliśmy sposób :)
Kolejne dni mijają bez brania. Próbujemy wszystkiego, by
skusić miśki do żerowania, lecz bez skutku.
W poniedziałek kolejne stanowisko
zajmuje Franiu i Rafał, jednak i ich efekty można było łatwo przewidzieć.
Wysoka temperatura, która panowała od dłuższego czasu
sprawiła, że karp wcześniej niż zawsze przystąpił do tarła i nie w głowie mu
było zajadać nasze kulasy. Zostało nam jedynie podziwiać otaczającą nas przyrodę :)
W środę nad wodą zostałem już tylko ja i Ewelina, która
łowiąc na feedera coraz bardziej zgłębiała tajniki wędkarstwa. Jak na
początkującego wędkarza radziła sobie całkiem dobrze łowiąc kilka sporych
leszczy i karpika :)
Majowa zasiadka dobiegła końca i pomimo tego, że na macie
nie wylądował żaden cyprinus nie odjeżdżaliśmy ze spuszczoną głową :) Czas spędzony nad
dzikim zbiornikiem, z dala od zgiełku, natłoku pracy i codziennych obowiązków
jest czymś bezcennym i właśnie to liczy się najbardziej :)